Jak zrobiliśmy książkę „Jak Zrobić Książkę” [CASE STUDY]

Jak zrobiliśmy książkę „Jak Zrobić Książkę” [CASE STUDY]

Miał być zin, wyszedł mini podręcznik. Tak się pracuje w Oficynie Peryferie, na 200%! „Jak zrobić książkę” jest jak do tej pory naszym największym przedsięwzięciem publikacyjnym, dlatego chcielibyśmy Wam przybliżyć kulisy powstawania tej książki. Będzie trochę o procesie projektowym, drukowaniu i problemach, które stanęły nam na drodze.

W powstanie JZK zaangażowany był cały Oficynowy zespół. Michał odpowiadał za warstwę merytoryczną: napisał tekst i opracował materiały oraz zarządzał sprawami organizacyjnymi. Natalia z kolei wzięła na siebie cały proces projektowy: layout książki, koncepcję i wykonanie większości ilustracji „technicznych”. Marta w końcu dodała kropkę nad „i” w postaci dodatkowych ilustracji i zarządzała całą logistyką.

 

Post ten będzie pisany w formie dwugłosu Natalii i Michała. Wszystkie teksty pisane na czarno będą autorstwa Natalii, czerwone natomiast to komentarze Michała.

 

Życzymy Wam dobrej lektury!

Aha, jeśli masz ochotę kupić JZK w drugim wydaniu, zapraszamy do naszego sklepu:    🙂

Jak Zrobić Książkę

Zin, nie książka. Książka, nie zin.

Natalia: Ci z Was, którzy trochę śledzą naszą działalność albo wsparli naszą akcję crowdfoundingową na kupno maszyny RISO wiedzą, że początkowo celowaliśmy w wydanie zgrabnego zinka. Michała jednak trochę poniosło (zresztą nie pierwszy już raz:) i plan stworzenia krótkiego manuala przeobraził się niepostrzeżenie w pomysł na mini podręcznik. Michał zaczął od podstawowych instrukcji, ale wciąż było mu mało i tak kolejne rozdziały rozbudowywały się coraz bardziej. Trochę mu się nie dziwię, w końcu przez kilka lat prowadzenia warsztatów introligatorskich uzbierało się całkiem sporo fajnej wiedzy, którą warto się podzielić.

Forma, forma, forma

Pomysłów na to, jaką formę powinna przybrać nasza książka, było kilka. Najpierw przyszło nam do głowy, żeby zrobić książeczkę o rozmiarach podobnych do naszego poprzedniego zina „S jak sitodruk” (czyli arkusz 100 x 70 złożony na 8 części). Wyobrażacie sobie, jak inna byłaby to wówczas książka?

Rozłożony arkusz S jak Sitodruk

Po długiej burzy mózgów zdecydowaliśmy się jednak na sporo mniejszy format, czyli elegancko przyciętą B6 (tak na 117 x 165mm). Co nami kierowało przy wyborze takiego rozmiaru? Cóż, nie będziemy ukrywać, że lubimy małe rzeczy. Takie zapałki na przykład. W tym wypadku uwielbienie dla małych rzeczy szło w parze z użytecznością. Chcieliśmy, żeby nasz podręcznik zmieścił się do każdej torby czy placaka i mógł podróżować z Wami wszędzie. Czy nie zgodzicie się, że nic tak nie poprawia humoru jak wczytywanie się w formaty papierów w zatłoczonym porannym tramwaju albo autobusie. Albo w samolocie. W windzie. …lub spakowawszy książkę wcześniej do podręcznego bagażu, czytać ją przy zachodzie słońca w ciepłej Portugalii.

JZK w Portugalii, fot. Eugenia WasTakie zdjęcie dostaliśmy z Portugalii, dzięki Eugenia Was!!! 🙂

Możemy też zdradzić, że nie bez znaczenia dla tej decyzji miała bezgraniczna miłość części naszej załogi do wydań kieszonkowych Penguina (zobaczcie serię Great Ideas, zdecydowanie polecamy!).

pinguin great ideas oficyna peryferieKieszonkowe wydania książek z serii Great Ideas, Penguin Books.

Jak napisać tekst? (czyli człowieku, weź się do roboty!)

Michał: Jednym z największych wyzwań przy pracy nad tą książką było… rozpoczęcie pisania. Nie ma nic gorszego (w moim przekonaniu) niż obiecać, że coś się zrobi – a potem ciągle odkładać realizację w obawie, że praca nie będzie dość dobra…

Publiczne deklaracje koniec końców są jednak mobilizujące. Tak naprawdę za powstanie tej książki podziękować należy tym kilkunastu osobom, które czekało na obiecanego zina z czasów crowdfundingowej akcji Riso Dla Oficyny. Mimo, iż w pewnym momencie częściej pisałem do nich maila z meldunkiem o braku postępów w pracy, niż zabierałem się za pisanie, to wreszcie coś drgnęło…

opóźnienie oficyna

Gdy praca w końcu ruszyła, to podszedłem do niej bardzo metodycznie. Najpierw napisałem ogólny plan. Później podzieliłem go na drobne i precyzyjnie zagadnienia, dodając podpunkty i lakoniczne komentarze. W ten sposób – od ogółu do szczegółu – powstał szkielet.

Takie planowanie pozwoliło mi zapanować nad całością, skupić się na hierarchii treści i kompozycji. Tak naprawdę, to był najważniejszy proces w trakcie powstawania tej książki.

Kolejnym krokiem było pisanie treści. Książka nie jest duża, a zważywszy na to, że wszystko było już dobrze poukładane, cały proces pisania zamknął się w trzech dniach! I nie były to dni nerwowe, nie było kreatywnej męki – słowa same płynęły zapełniając wolne przestrzenie w szkielecie książki.

Pamiętam, że to było w dość ciepłe i słoneczne dni. Przychodziłem do pracowni przed śniadaniem i pisałem wtedy treści bardziej narracyjne (wstęp, historia książki). Marta wyjechała na warsztaty, Natalia przychodziła nieco później – mogłem skupiać się tylko na pisaniu. Gdy w pracowni robiło się głośniej, koncentrowałem się na wątkach technicznych, które były dla mnie dość łatwe – praktyka i swego rodzaju rutyna z wykładów na warsztatach introligatorskich okazała się tutaj pomocna.


Konfliktowe zmiany i błąd Evernota… 

Tekst pisałem w Evernocie, notatniku z synchronizacją online, dzięki któremu cały zespół mógł na bieżąco śledzić postępy prac i nanosić poprawki. I gdy wszystko było prawie gotowe, nastąpił jakiś dziwaczny błąd, który nigdy wcześniej nam się nie przytrafił… Jedna z dziewczyn otworzyła tekst w starej wersji i nadpisała plik kasując ostatnie szlify instrukcji obliczania gramatury i wolumenu papieru…

To był moment kryzysowy – nie cierpię takich sytuacji! Na szczęście w pracowni zawsze jest dobra kawa – chwila przerwy na słońcu i wracam do pisania. Mamy to!

Jeden z lakonicznie odtworzonych fragmentów…

Redakcja i korekta

Każdy, kto kiedyś pisał jakiś tekst wie, że zupełnie inaczej słyszy się go we własnej głowie, a zupełnie inaczej odbierają go czytelnicy. Pisząc teksty do JZK opierałem się w dużym stopniu na swojej ekspresji werbalnej, która zakodowana w formie tekstu pisanego nie dla każdego była czytelna. Dlatego konieczna okazała się redakcja.

 

I tutaj ponownie muszę wrócić do crowdfundingu. Składając regularne meldunki z postępu prac poprosiłem osoby czekające na publikację o krytykę i zaopiniowanie pierwszego tekstu (udostępiniając tekst w Google Docs) oraz pomoc w znalezieniu redaktora. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Publiczność bardzo zanagażowała się w poprawki, a na dodatek z grona osób czekających na publikację zgłosiła się Dorota Szopowska, oferując swoje usługi korektorskie!

Redakcja – bez niej byłoby słabo…

Jak zrobić ilustracje?

Natalia: O tym, jak chcemy zilustrować książkę zadecydowaliśmy zaraz po ustaleniu formatu. Może nie uwierzycie, ale ilustracje były robione skomplikowaną techniką rysowania różnymi narzędziami na folii malarskiej, takiej do budowania szklarni lub zabezpieczania podłogi 🙂

Potem taką folię skanowaliśmy i obrabialiśmy pliki w komputerze. Z dzisiejszej perspektywy taki pomysł wydaje się trochę zabawny. Albo szalony. Tak samo jak zabawny (albo szalony) był ten nagły błysk Marty Tomiak, żeby wprowadzić do książki czytające dinozaury.

Szkic >>> Rysunek na folii (pod spodem siatka modułowa projektu książki) >>> Plik gotowy do druku

Projekt rozwarstwiony w kolorze – symulacja druku

Rysowanie liter do zastosowania w tytułach

Zdj.3 Proces powstawania rysunków

Zdj.3 Proces powstawania rysunków

Makietę to ty szanuj!

Ważnym momentem w pracy nad książką było stworzenie jej makiety w skali 1:1. Drukowanie na RISO było bezdyskusyjne, więc i nasz format zależał trochę od tej technologii – musieliśmy posługiwać się odpowiednio podzielonym formatem A3 ( to maksymalna wielkość arkusza dla naszej Riso drukarki).

 

Wzięliśmy więc kartkę tego formatu i zaczęliśmy ją składać w różne strony. Wszystko po to, aby empirycznie przekonać się, jak taka książka może leżeć w ręku i jakie daje możliwości. Ułatwiło nam to dalszą pracę projektową i pomogło w budowaniu treści na poszczególnych stronach.

 

Po wstępnym skończeniu składu książki wydrukowaliśmy drugą makietę, na zwykłej drukarce laserowej. Tekst na ekranie czyta się zupełnie inaczej niż na papierze. Dzięki wydrukowaniu zobaczyliśmy wiele mankamentów technicznych i projektowych, które umknęły nam przy elektronicznej korekcie.

 

Naszą drugą makietą posługiwaliśmy się także przy drukowaniu nakładu. Pomagała nam zawsze wtedy, gdy nasz umysł zawodził i zapominaliśmy, w którą stronę ułożyć papier na maszynie, żeby druga strona arkusza nie była do góry nogami.  Praca z makietą jest dla nas bardzo ważna przy tworzeniu książki. Dobrze przygotowana makieta to przyjaciel, który nigdy nie oszuka.

In makieta we trustIn dummy we trust!

Trzeźwa wycena, czyli hajs musi się zgadzać

Na przekór naszej narodowej niechęci do mówienia o pieniądzach powiemy trochę o finansach. Trzeźwa wycena to chyba jedno z trudniejszych zadań i lepiej się za nią zabrać przy wstępnej fazie planowania książki. Szczególnie kiedy to my ponosimy wszystkie koszty.

Ciężkie wyliczenia na temat książkiDużo, dużo obliczeń, kalkulacji…

Robiąc wycenę, lepiej być pesymistą. Rzadko zdarza się, że wszystko idzie dokładnie po naszej myśli, produkcja przebiega bezproblemowo a materiałów starcza tak na akurat. Przygotowując plan finansowy wydania książki „Jak zrobić książkę” staraliśmy się być bardzo skrupulatni w wycenie materiałów. Miałam wrażenie, że naprawdę dobrze się przygotowaliśmy! Jeśli Was ciekawi, czy na książce zarobiliśmy czy straciliśmy, czytajcie dalej 🙂

Szukanie wsparcia finansowego

W naszym wypadku, po podliczeniu kosztów szybko okazało się, że niestety produkcja książki będzie wynosić trochę więcej niż zakładaliśmy na początku. Ah ten optymizm… Na szczęście udało nam się zainteresować naszą publikacją przedstawicieli Europapieru, którzy zgodzili się zaopatrzyć nas w papier potrzebny do produkcji „Jak zrobić książkę”. W prowadzonym „Dzienniczku produkcyjnym” (tak, tak, powstał taki!), pod datą 14 września 2017 roku widnieje taki wpis:

Michał rozmawiał dzisiaj z ludźmi z Europapieru. Udało nam się zdobyć partnera, dzięki któremu część kosztów książki zostanie obciętych! Europapier zobowiązał się dostarczyć nam papier potrzebny do produkcji książki, hurra! Wniosek – jeśli zrobienie czegoś przerasta Cię finansowo, nie bój się szukać partnerów i sponsorów. Spróbuj zaciekawić kogoś swoim pomysłem! Cięcie kosztów – JUHU!

No dobra, czyli ile dokładnie kosztuje produkcja książki?

Michał: Zacznijmy od określenia jak wygląda nakład w liczbach:

Wydrukowaliśmy 320 egzemplarzy, które finalnie dały nam 296 książek (24 uległy zniszczeniu w czasie procesów introligatorskich). Z tego nakładu 26 sztuk „Jak Zrobić Książkę?” wysłane zostało jako nagrody dla osób z crowdfundingu. W Oficynie miało zostać 5 sztuk (gdzie one są do cholery!? – pani z biura ISBN Biblioteki Narodowej dzwoni do nas co drugi dzień w pytaniem, kiedy wyślemy egzemplarz obowiązkowy, a nawet dwa). Dodatkowo ok. 5 egz. musieliśmy przekazać jako prezenty. Czyli łącznie do dystrybucji oddaliśmy ok. 260 egz. – z czego 3 zagubiły się w czasie wysyłki – pozdrawiamy Paczkę w Ruchu :/

 

Koszty:

PAPIER na blok – bezpłatnie (dzięki uprzejmości firmy Europapier Polska)
PAPIER na wyklejki (nie uwzględniony w umowie z Europapierem) – 150 zł

 

DRUK:
– Matryce riso – 1 rolka – 300 zł
– Farby – 1 x każdy kolor, 3 puszki x 160zł = 480 zł

 

OPRAWA:
– zlecone prace introligatorskie – 2460 zł
– płótno introligatorskie Cialux 18,35 zł/m2 x 23 metry = 425 zł

 

PRACA RĄK i UMYSŁU NATALII (ROBOCIZNA):
– dwa miesiące poświęcone tylko na projekt i ilustracje (sierpień, wrzesień) + miesiąc poświęcony tylko na druk i logistykę (paźdzernik) – 3x 3300zł = 9900 zł 

(Nie wliczam w to kosztów czasu pracy mojej i Marty, która swoje ilustracje robiła na marginesie innych obowiązków w Oficynie. Natalia zajmowała się przez ten czas tylko JZK)

 

INNE:
– koszty transportu i logistyki produkcji – 250 zł
– koszty pakowania – naklejki, torebki foliowe, pocztówki, koperty (niewliczone w wysyłkę) – ok. 2,50 szt x 297 = 740 zł
– koszty barterów za usługi redakcyjne i dokumentację foto – (trudne do okreslenia) 

Warto jeszcze dodać, że poza kosztami produkcyjnymi istnieją koszty dystrybucyjne, choć w naszym przypadku wszystko odbywało się na istniejącej już infrastrukturze sklepu on-line. Jedynym kosztem dystrybucyjnym była prowizja za płatności online 2,9% – przy cenie książki 55 zł to aż 1,59 zł! Zatem cała prowizja przy nakładzie sprzedaży to 1,59 x nakład 260 egz. = 413 zł. 

Podsumujmy: Łączny koszt produkcji 296 egzemplarzy książki wyniósł 14946 zł. Po odliczeniu kosztów 3-miesięcznej pensji (robocizny 9900zł) zostaje koszt materiału i usług zleconych 5068 zł.

To nam daje koszt wyprodukowania jednego ezgemplarza 50,49 zł (!!!). Kto się spodziewał takich wyników?

Jeśli policzymy tylko koszty materiału i usług zlecanych na zewnątrz, koszt egzemplarza wyniesie 19,49 zł (bez czasu druku).

Jeśli natomiast policzymy, że na rynek weszło ok. 260 książek, które miały zrekompensować poniesione koszty, to koszt jednostkowy egzemplarza powinien wynosić co najmniej 14946 zł podzielone na 260 egz. = 57,48 zł.

Kto pamięta ile kosztowała książka w przedsprzedaży? Dokładnie 🙂 55zł! No więc sprzedając 260 książek o 2,48 zł poniżej kosztów produkcji straciliśmy łącznie 644 zł.

Znacie jakiś konkurs na Janusza Biznesu? Poproszę linka, muszę się zgłosić!!!

Tygrysy czy Janusze Biznesu? 🙂

Na koniec jeszcze ciekawostka. Zawsze wypuszczając jakiś projekt staramy się go podsumować i pytać Was o zdanie. Poprosiliśmy osoby, które kupiły JZK o wypełnienie ankiety. Poniżej, na wykresie możesz zobaczyć spektrum odpowiedzi na pytanie o odczucia cenowe. 

Wyniki ankiety dla kupujących. Od lewej: 1 – tanio, 10 – drogo!

Jak widać, odpowiedzi są bardzo zróżnicowane. Delikatna większość wskazuje, że cena jest wysoka. Mam nadzieję, że dzięki powyższym liczbom łatwiej będzie Ci zrozumieć, skąd taka, a nie inna cena tej publikacji.

5 wniosków finansowych

1) Pełne wyprzedanie pierwszego nakładu służy przede wszystkim zamortyzowaniu kosztów projektowych.

2) Co ciekawe, na koszty nie wpływa tak bardzo użycie alternatywnych metod produkcji (Riso!). Jeśli metoda druku na tu jakieś konsekwencje, to na ogroniczone możliwości nakładowe i znaczne wydłużenie czasu produkcji.

3) Mimo iż cena książki w proporcji do jej wielkości jest wysoka, to publikacja nie może być tańsza ze względu na koszty powstawania!

4) Ze względu na koszt egzemplarza nie możemy sobie pozwolić na zewnętrzną dystrybucję, a co za tym idzie na rabatowanie ceny książki w granicach 40%. W tym przypadku cena książki musiałaby wahać się w granicach 100zł.

5) Wniosek ostatni: dokładnie policz koszty, naprawdę dokładnie i nigdy nie ustawiaj kwoty przedsprzedaży poniżej kosztów produkcji, bo jak sprzedasz cały nakład przed premierą, to… 🙂

99 problemów

Natalia: Naszą piętą achillesową były jednak nie pieniądze, a czas, ale to trochę inna kategoria. Oczywiście ustaliliśmy sobie harmonogram pracy, wszystko było elegancko rozpisane na tablicy. Jednak już praca nad treścią i projektem podręcznika przedłużyła się długo ponad wstępne założenia, co wpłynęło na dalsze terminy związane z produkcją. Nieźle się gimnastykowaliśmy, żeby nadgonić i wydać książkę możliwie najszybciej, a i tak wszystko strasznie się przeciągało.

 

Co jeszcze poszło nie tak? Cóż… Odwrotne włożenie arkusza do Riso, rozjechanie się kolorów na arkuszu, zacięcie papieru, błędy przy falcowaniu nakładu, straty szyciu i klejeniu bloków, inne nieznane ludzkości katastrofy… uff, przekonaliśmy się, że okazji do popełnienia błędów jest sporo.

 

Tworząc samodzielnie książkę warto pamietać, że etapów produkcji jest kilka i na każdym z nich coś może pójść nie tak. I zwykle pójdzie, nie ma co się oszukiwać. Szczególnie, kiedy samodzielnie taką książke drukujemy.

Arkusz na stratyArkusz na straty…

Wydrukowany nakład oddaliśmy do składania drukarni (sami byśmy nie podołali). Pracowaliśmy już z tą drukarnią przy okazji składania Instytutu Gabriela Orłowskiego, nie spodziewaliśmy się więc dodatkowych problemów.

A jednak! O ile wcześniejszy art book mógł być składany ręcznie, to przy zbieraniu arkuszy „Jak zrobić książkę” – ze względu na dużo większy nakład – trzeba było przesiąść się na maszyny i wtedy zaczęły się schody. Po kilku próbach okazało się, że niektóre nasze arkusze z farbą RISO brudzą te maszyny na tyle, że dalsza praca nie wchodzi w grę. Ogarnęła nas chwilowa rozpacz.

Michał: To był typowy listopadowy dzień. Szambo lało się z nieba, słońce zachodziło zanim wzeszło i klimat generalnie nieciekawy. Przesunęliśmy już wszystkie możliwe deadliny. Wydawało się, że pojawia się światełko w tunelu, że nakład oddany do zszycia… I wtedy wtedy zadzwoniła pani z drukarni z Łodzi: Nigdy więcej nie przywoźcie nam tego syfu, ten tusz się cały czas rozmazuje!!! Przyjedźcie to zabrać! 

Udało się wynegocjować, że wyślą kurierem. Wysłali, ale nie na nasz adres, ale do drukarni Efekt z której dostaliśmy do nich kontakt. Aha, no i wysłali nam 11 zamiast 13 arkuszy składających się na książkę. Po mojej histerycznej reakcji odnaleźli arkusz 12, a za dwa dni zadzwonili z Efektu, że mają u siebie przypadkiem arkusz 13…

Natalia: Przez chwile rozważaliśmy, czy by samodzielnie nie poskładać tego wszystkiego, ale ostatecznie uznaliśmy, że przy takim nakładzie to trochę za duże wyzwanie. Trzeba było więc poszukać innej drukarni, która podejmie się szycia naszej książki, i tak skontaktowaliśmy się z Poligrafią Braci Szymańskich i niezastąpionym Panem Antonim.

Michał: Szymańscy nie są najtańsi, ale są najlepsi! To mała rodzinna drukarnia (i introligatornia), która specjalizuje się w zadaniach niemożliwych i nietypowych. Jeśli znajdziecie w księgarni jakąś fajną książkę, np. wydaną przez ambitną instytucję sztuki, sprawdźcie kto ją zrobił. Połowa z nich będzie miała sygnaturę: Druk i oprawa: Poligrafia Bracia Szymańscy!

Natalia: drukarnia Szymańskich uporała się z problemem nafarbienia (choć też nie bez kręcenia nosem) i wkrótce mogliśmy przejść do ostatecznego etapu produkcji, czyli drukowania okładek.

Szymańscy skleili 300 okładek z naszego płótna. Tutaj już przejęliśmy inicjatywę, zabraliśmy je do siebie, wrzuciliśmy na sito fluo róż i w szalonym tempie zaczęliśmy sitować nasze nadruki. Następnego dnia znowu: pakowanie, jazda do Zalesia i rozładunek w drukarni.

OkładkiOkładki wydrukowane na malutkim sitku.

Różne wersje wyklejek do wyboruRóżne wersje wyklejek do wyboru

Świetna współpraca z Panem Antonim i wir pracy szybko ukoiły nasz żal, a kiedy zobaczyliśmy po raz pierwszy nasz poskładany i oprawiony fest nakład – to był moment, w którym wszelkie trudności poszły w zapomnienie. Pozostała tylko radość i nieskrywana duma. Zresztą poczujecie to sami, kiedy wypuścicie na rynek (albo nawet wśród waszych znajomych) swoją pierwszą książkę. Albo zina.

JakZrobicKsiazke_OficynaPeryferie

I co dalej? Drugie wydanie!

Michał: Jestem naprawdę super dumny z tego, jak oceniliście pierwsze wydanie JZK. Nie mówię już o wynikach przedsprzedaży, ale o odpowiedziach, które uzyskaliśmy z ankiety wysłanej do osób, które załapały się na swój egzemplarz:

Jakby co, od lewej: 1 – niezadowolenie, 10 – zadowolenie 🙂

Obiecywaliśmy drugie wydanie od grudnia. I tak jak poprzednio nie obyło się bez katastrof… Ale nie będę się teraz o nich rozpisywać, to jest historia na inny wpis. Tak czy inaczej cały nakład drugiego wydania leży już w introligatorni u Szymańskich i szyje się, aby trafić pod strzechy już w połowie kwietnia 2018 *

W drugim wydaniu postanowiliśmy pójść nieco dalej z oprawą. Zmieniliśmy kolor płótna okładkowego (pomarańczowy, równie żarówiasty co żółć z pierwszego wydania), wzór na wyklejce (również oczojebny). Ale to nie wszystko!

Zgodnie z dobrymi wzorcami wydawniczymi, postanowiliśmy od drugiego wydania wprowadzić też wariant w oprawie miękkiej. Pierwotnie miała to być oprawa prosta, klejona, choć ostatecznie zdecydowaliśmy na wariant szytoklejony w typie ota-bind 🙂 

 

Jeśli chcesz zamówić swój egzemplarz, możesz to zrobić już teraz! 

* gdy pracownik drukarni zobaczył druki na Riso, pod nosem zaklął i tylko usłyszałem ciche „a mówiłem szefowi, żeby więcej nie przyjmował tego x%Y&!!!”

Chcesz się czegoś jeszcze dowiedzieć o kulisach powstania JZK? Co myślisz o takim case study? Pisz w komentarzu!