Na początku maja odwiedziliśmy Berlin, by wziąć udział w jednej z ważniejszych imprez wydawniczych w tej części Europy, czyli w targach książki MISS READ. W końcu udało nam się uporządkować materiały, wizytówki oraz doświadczenia z tych kilku dni. Przywołujemy więc zaciekawienie i oczo-rozbieganie, które nam wtedy towarzyszyło i hop: zapraszamy na relację naszej emisariuszki – opowiada Natalia Łajszczak 🙂
Wszystkim, którzy nie wiedzą, spieszę donieść, że MISS READ Art Book Fair to jedne z większych i fajniejszych targów książek i zinów w Europie. Pierwszy raz zorganizowany w 2008, w tym roku obchodził swoje dziesięciolecie. Wprawdzie nie było tortu, było za to ponad 260 wydawców i artystów z całego świata, prezentujących swoje książki, albumy, ziny, magazyny i plakaty. Całość odbywała się w instytucji o wdzięcznej nazwie Dom Kultur Świata (Haus der Kulturen der Welt).
Na tym może skończmy akapit informacyjny i przejdźmy do wrażeń. „Przechodzenie”, „podchodzenie” „przyczajanie” i „doskakiwanie” – wszystkie te określenia ruchu są bardzo adekwatne do tego, co ja – reprezentantka Oficyny – robiłam na targach.
Oczywiście mieliśmy własne stanowisko, którego dzielnie starałam się trzymać, ale tak naprawdę targało mną we wszystkie strony. Zaraz po dorwaniu mapki targów przejrzałam listę wystawców i szybkim ruchem zaznaczyłam tych, z którymi na pewno trzeba się spotkać. Ostatecznie takich spotkań odbyło się wiele i trudno je wszystkie pomieścić w jednej relacji, opowiem więc tylko o kilku.
Na pierwszy ognień poszło Gato Negro – buntowniczo-polityczne wydawnictwo z Meksyku, którego kieszonkowe książki drukowane na RISO są od dawna obiektem naszego szczerego zachwytu. Przyczaiłam się do Leona Muñoz Santini, jednego z założycieli tej osobliwej drukarni/wydawnictwa i zaczęłam mówić (trochę pod nosem, ze zdenerwowania), że super książki, że jestem fanką i że musimy zrobić z nimi wywiad na bloga. Leon był chyba przyzwyczajony do takich słów, grzecznie podziękował, a nawet zainteresował się tym co robi Oficyna. Potem okazało się jednak, że Leon to trochę „gwiazda” brylująca na salonach i nie za bardzo ma czas na rozmowy, ale za to udzielił wywiadu dla MISS READ, który możecie zobaczyć tutaj.
Na targach spotkaliśmy też nowych przyjaciół z Outer Space Press, niskonakładowego wydawnictwa z Berlina. Ta para risograficznych szaleńców to są chyba mistrzowie druku RISO w czerni, naprawdę świetnie wychodzą im detale, widać to szczególnie w ich książce „67…P”, która opowiada historię sondy kosmicznej Rosetty i tego, co „zobaczyła” po 31 miesiącach podróży w uśpieniu. Zebrane z misji zdjęcia Outer Space Press złożyło w niesamowity album, w którym nawet papier sprzeniewierza się grawitacji (album drukowany na papierze zrobionym z kamienia:).
Pośród tych wszystkich stoisk z ciekawymi książkami i zinami, które przyciągały uwagę zarówno formą jak i treścią (portal Sleek-mag ośmielił się nawet ocenić książki po okładkach, czego wyniki możecie zobaczyć tutaj) chciałam na koniec wspomnieć o pewnej parze, która ulokowała się niedaleko nas. Naprzeciw naszego oficynowego stoiska swoje ziny i albumy fotograficzne sprzedawali: on (którego nazwiska niestety nie pamiętam) i ona – fotografka i artystka Annette Frick. Annette, trochę niepozorna na pierwszy rzut oka, okazała się być niesamowitą kobietą, dokumentalistką berlińskiego podziemia z lat 70. i 80. Albumy fotograficzne, które sprzedawała, osadzone były w punkowej estetyce i całe wypełnione dynamicznymi ujęciami z życia tamtych ludzi – jej przyjaciół. Protesty, pogrzeby, zabawa i przebieranki. Wszystko się ze sobą mieszało i dawało poczucie niezwykłej intensywności.
To nie jest może miejsce na recenzje, powiem jedynie, że pierwszego dnia szarpnęłam się na jeden z albumów i jeszcze tej samej nocy – przeglądając z wypiekami kolejne strony – zdecydowałam, że muszę kupić pozostałe dwa (ostatecznie jeden dostałam w prezencie:).
Ta tryptykowa w charakterze dokumentacja, z której dobywa się dodatkowo intensywny zapach proszkowanego tuszu od ksero (tak tak, całość była wydrukowana w czerni i bieli na kserze, i to wydrukowana bardzo dobrze, z głębokimi czerniami) pozostanie chyba jedną z moich cenniejszych zdobyczy z tegorocznego MISS READ. Podobnie jak znajomość z Anette Frick.
Jeśli ktoś chciałby zobaczyć krótki filmik, jak wyglądało tegoroczne MISS READ, no to nie ma sprawy, proszę bardzo:
To, co zwykle jest najciekawsze na takich targach (oprócz oglądania książek) to rozmowy z wydawcami, autorami i artystami. Każde studio czy małe wydawnictwo, zapytane, może całymi godzinami opowiadać historie swoich publikacji, mówić o technikach druku, dzielić się patentami i swoją drukową zajawką.
I to były głównie te momenty, dla których warto się było nalatać i próbować rozdwoić między swoimi rzeczami a innymi stoiskami. Ale jakoś dało radę, Oficynowe druki wypadły bardzo dobrze, a nasze (i współpracujących z nami ilustratorów) plakaty zrobiły prawdziwą furorę.
Natalia Łajszczak
Projektantka graficzna i sitodrukarka 🙂 Związana z Oficyną Peryferie od 2016 roku, prowadzi warsztaty Sitodruk Od Podstaw. Autorka zina „S jak Sitodruk”.