Szwajcaria kojarzy się większości Polaków z niespłaconym kredytem. Większości grafików przychodzi pewnie na myśl od razu szwajcarska typografia. Mnie natomiast kojarzy się z najlepiej wyprodukowanymi książkami. I właśnie to był jeden z magnesów, który przyciągnął mnie na Volumes Independent Art Publishing Fair.
Jadę do Szwajcarii
W pewnym wieku coś się zmienia. Wygodnieje się. Dekadę temu z najgłębiej odczuwaną przyjemnością stopem jechałem do Władywostoku, spałem w przydrożnych rowach niemal każdej z republik „bywszego sowieckiego sojuza”, snułem się po Indiach. Jednak ze zdumieniem odkrywam wciąż, że są we mnie jeszcze jakieś pokłady niewykopanych potrzeb „zderzania się ze światem”.
Wizyta w Szwajcarii była doskonałą okazją do odgrzebania jakiejś nowej warstwy emocji podróżnych. Ta czystość, dziwny spokój – to wszystko czego nie ma w polskich miastach. Zurych pokazał mi się jako strasznie nudne miasto, ale w takim pozytywnym znaczeniu. Na ulicach tylko pojedyncze samochody, ludzie jakoś tak nie biegną, cisza. Strasznie ciche to miasto.
Czy byłem kiedyś w Szwajcarii? Byłem. Na Art Basel – największych w świecie targach sztuki, złotym cielcu, opływającym w bogactwo festiwalu próżności. To było straszne. Wyobraźcie sobie Biedronkę w 5 halach po horyzont, a w niej bakłażany za milion euro każdy.
Pojechałem więc na Volumes Independent Art Publishing Fair z lekkim dystansem i ograniczonymi oczekiwaniami co do tego, co tam zastanę. Czy Ci obrzydliwie bogaci ludzie robią też taki cyrk z książkami? Czy zobaczę tam platynowe strony drukowane złotą farbą?
Centrum miasta i godziny szczytu. Nuda.
Godziny szczytu. Na horyzoncie widać samochód!
Volumes = targi + wystawy
Volumes odbywało się na dwóch piętrach budynku Kunsthalle Zurich – oczywiście minimalistycznym, białym, betonowym, sterylnie czystym. Na pierwszym piętrze dwie obszerne sale, w nich około 80 wystawców, w większości reprezentujących plemiona germańskie lub szerzej opisując, chrześcijanie wyznania protestanckiego. Szwajcarzy, Niemcy, Holendrzy, Duńczycy. Na piętrze duża sala wypełniona małą architekturą i przeznaczona na wystawy, performance i spotkania autorskie.
Duża sala na wystawy i performance. Kolorem podłogi muszę powiedzieć, że mi zaimponowali.
Kącik targowo-wystawowy.
Wspaniała ekspozycja.
Wystawa publikacji Bombay Underground.
Wystawa archiwum tureckich zinów.
Nie wiem do końca co to było, bo bałem się zajrzeć do środka…
No i szok. Wszystko było „normalne”. Bardzo fajne targi, ze spokojną atmosferą, masą pozytywnych ludzi, uprzejmych gości, zaangażowanych wystawców, dużą różnorodnością wydawniczych strategii.
Widok na przestrzeń targową.
To co się rzuca w oczy, to wierność konceptualnej idei sztuki – również wydawniczej. Roboczo można wprowadzić takie rozróżnienie-uproszczenie:
W Szwajcarii frankofońskiej, czy w ogóle krajach na zachód, wschód i południe od Szwajcarii, dominuje strona bardziej wizualna, oparta na tradycji rysunku, komiksu, malarstwa.
W Zurychu i u Niemców zauważam dominację specyficznie pojętego formalizmu. Słowo, słowo, litera, forma, materiał, forma, znowu słowo, szarość, stalowa szarość. Statyczna fotografia, na której nic nie ma. Statyczna rzeźba, która nie różni się od otoczenia. Każda kreska jest badaniem przestrzeni, a kształt okazuje się grą z formą.
W tym kontekście stoisko Oficyny było z innej planety. Kolorowe, pełne użytkowych „obiektów”: „zapałki? wow, it’s so usefull!”. To było strasznie fajne zderzenie idei, dla mnie bardzo ekscytujące. Oczywiście zrodziło się z tego zderzenia kilka pomysłów wydawniczych.
Ścianka za naszym stoiskiem.
Ekspozycyjne obserwacje
Najwięcej inspiracji jednak mam w obszarze wystawiennictwa – każde ze stoisk miało swój specyficzny sposób pokazywania eksponatów. Moje obserwacje stoisk mogę podzielić na trzy części:
- nakrycia stołu
- stojaki na książki
- cenowniki
Nakrycia stołu
Na większości tego typu targów stoiska składają się ze stołu, krzesła i kawałka ściany (nie zawsze). Przyjeżdżają na nie ludzie z różnych stron świata, którzy zazwyczaj nie mają szansy zabrać swojej mini architektury wystawowej, półek czy fikuśnych stojaków. Ponieważ stoły same w sobie są dość mało wdzięczne, podstawowym sposobem aranżacji stoiska jest nakrycie go jakimś materiałem.
Wspaniałe
Stoisko z nieskrywanym, indiańskim sznytem
Stojaki na książki (i grafiki)
Płaski stół nigdy nie jest jakimś wybitnym miejscem prezentacji książek czy grafik, dlatego wiele stoisk było wzbogacone dodatkowymi stojakami aby wyeksponować lub po prostu zmieścić więcej tytułów.
Pierwszy stojak, który zwrócił moją uwagę. Trochę dziadowski, ale stanowił zwieńczenie wieżyczki z pudeł.
Material CH – bardzo mi zaimponowali swoją składaną, modułową architekturą wystawową. Szczęściarze są z Zurychu i mają księgarnię bardzo niedaleko Kunshalle i mogli przytachać stojaki na plecach.
Zwykły stojak na książki. Gdzie taki można kupić?
Spiralny stojak na ziny. Proste, tylko czy na pewno praktyczne? Stoisko Nieves.
Ziny z pudła. Ciężko nazwać to ekspozycją, ale zmusza do szperania, które jest zawsze przyjemnością.
Stojak na grafiki. Najpierw mi się bardzo podobał, ale jak w czasie targów zobaczyłem trudności, z jakimi ludzie się borykają przy przeglądaniu, zmieniłem zdanie. Efektowne, ale nie praktyczne.
Cenowniki
Zawsze miałem problem z pisaniem cen na naszych stosikach, jakoś nigdy to ładnie nie wyglądało. Dlatego strasznie mi się podobały niektóre rozwiązania, które zobaczyłem na Volumes. Niestety zrobiłem tylko jedno zdjęcie.
Price tag. Szukaj na Amazonie – tak mi powiedzieli
Dofinansowanie
Wyjazd do Zurychu był możliwy między innymi dzięki złamaniu mojej zasady (co prawda niepisanej, ale jednak), że nie korzystam z dotacji i grantów. Trochę byłem przerażony kosztami tej wyprawy, w związku z tym postanowiłem zaaplikować do Instytutu Adami Mickiewicza w ramach programu Polska Kultura Na Świecie. Nie ma to jak pojechać na imprezę z „independent” w nazwie za pieniądze podatników, yeah!
Jaki to jest wspaniały program! Mam wrażenie, że artyści specjalnie o nim nie mówią, aby nikt się o tym nie dowiedział, jak to jest dobre. W skrócie:
- O dofinansowanie mogą się ubiegać artyści jako osoby prywatne (to chyba pierwszy raz, gdy dotacja nie jest przyznawana NGO-som)
- Wnioski przyjmowane są co miesiąc (to mega istotne, gdy w większości programów stypendialnych nabór ogłaszany jest raz do roku, a rozstrzyganie trwa wiele miesięcy)
- IAM pokrywa koszty takie jak przelot, transport, koszty zakwaterowania
- Z dofinansowań można korzystać 2x w roku
Na wyjazd do Szwajcarii dostałem dotację w wysokości 1500zł, co pozwoliło mi przewieźć wszystkie graty tam i z powrotem. A papier lekki nie jest! Oczywiście nie pokryło to wszystkich kosztów wyjazdu, ale udział w targach ma to do siebie, że można na tym coś zarobić, więc koniec końców wyszliśmy na plus.
Nie wierzcie, że Szwajcarzy się nie spóźniają. Codziennie byłem na targach o czasie i codziennie byłem pierwszy…
Reszta śpi. Tylko Polacy punktualni!
No dobra, to tyle na dziś. Zostaw komentarz pod wpisem – to mnie naprawdę motywuje do kolejnych wpisów. Hej!
Michał Chojecki
Założyciel Oficyny Peryferie. Artysta wizualny, autor książek i projektów artystycznych. Adiunkt na Wydziale Grafiki ASP w Warszawie. W 2015 roku obronił doktorat w dziedzinie książki artystycznej.